Nie bójcie się chemii! Nie bójcie się leczyć! Nie bójcie się złego samopoczucia, sponiewierania, wyprucia z sił i energii, senności, bezsenności, bólu mięśni i kości! Dzięki podjętemu ryzyku moja terapia przynosi oszałamiające efekty! Guz zmniejszył się dziesięciokrotnie! Zmiany w węzłach chłonnych także uległy redukcji. Słysząc zdziwienie w głosie dr wykonującej usg., widząc niedowierzanie w oczach onkologa, czytając wyniki badań, to wiem, że podjęłam najlepszą decyzję w moim życiu (zaraz po wyborze męża i przyjaciół).
Pomyślicie: „Chwila, moment, a nad czym było się zastanawiać? Jesteś chora, to chyba logiczne, że będziesz się leczyć?!”. Nie, nielogiczne. Jest wiele osób, które nie chcą brać udziału w tym ekstremalnym maratonie z przeszkodami. Boją się odcisków i pęcherzy. Truchleją przed upadkami oraz utytłaniem się w błocie. Obawiają się chwilowej bezsilności.
Rozumiem te lęki. Trasa jest trudna. Warunki atmosferyczne zmienne. Jednak to najbardziej prestiżowy bieg w życiu! Punktem wyjścia jest odpowiednie przygotowanie. Po usłyszeniu diagnozy miałam dwa miesiące na poprawę formy oraz wzmocnienie kondycji. Kiedy stanęłam na linii startu, wiedziałam, że nie zejdę z trasy. Miałam świadomość tego, że napotkam odcinki, których nie będę w stanie przebiec, jednak mogę je przejść. Będą przeszkody, których nie przeskoczę, ale z pomocą innych wdrapię się na nie, a potem, niczym Spiderman, efektownie zeskoczę. Nastawiłam się na przemoczone buty oraz ubranie, dlatego do plecaka spakowałam kilka kompletów odzieży. Słysząc sygnał startowy, byłam pewna, że ukończę bieg, chociaż daleko mi będzie do stylu Etiopczyków lub Kenijczyków. Jednak jakie to ma znaczenie? Przecież i ja i te afrykańskie gazele dotrzemy do mety!
Czym się wspomagałam w przygotowaniach do startu? Odpowiednia dieta, suplementacja, ruch, pozytywne myśli i dużo spotkań z przyjaciółmi, podczas których ładowałam akumulatory.
Niestety od żadnego z lekarzy nie usłyszałam, co robić, żeby przygotować organizm na przyjmowanie chemii. Rozmawiałam z przyjaciółkami, koleżankami, znajomymi, obcymi ludźmi i nikt z nich nie otrzymał wskazówek jak zaprawić ciało i ducha do tak ciężkiego boju. Uważam, że ten brak informacji, wiedzy oraz poradnictwa jest ogromną dziurą w naszym systemie. Pragnę, żeby lekarze uświadamiali pacjentów (nie tylko z rakiem), by wygrać walkę z chorobą, trzeba stanąć do niej z odpowiednim uzbrojeniem. Potrzebujemy objaśnień, jakich środków bojowych użyć, w co się zaopatrzyć w zbrojowni. Sądzę, że odpowiednio wyposażeni pokonamy agresorów.
Chemia nr 4
Jak to mówią: „człowiekowi nie dogodzi”.
Za pierwszym razem narzekałam, że ktoś na sali chrapie. Później, dwukrotnie byłam zdziwiona, że jestem nad morzem. Teraz byłam niepocieszona, bo na sali, przez całą noc, cisza jak makiem zasiał! Tak się przeraziłam, że ciągle się budziłam i sprawdzałam, czy na pewno nie jestem na sali sama. Zaczęłam podejrzewać, że to ja całą noc tak rzęziłam, że współlokatorki poprosiły o przeniesienie do izolatki. Ta cała sytuacja zmusiła mnie do zadania sobie pytania: „...a jakim ja jestem szpitalnym współlokatorem?”. Może moje wieczne przekręcanie się z boku na bok kogoś budzi? Może moje rozkopywanie pościeli przeszkadza komuś w zaśnięciu? Tak łatwo mi utyskiwać na innych, a przecież sama mogę być przyczyną czyichś narzekań. Te myśli były tak niewygodne, że postanowiłam szybko przekierować moją uwagę na coś bardziej przyziemnego. Okazja nadarzyła się bardzo szybko, ponieważ pani z łóżka obok wrzuciła 5 zł do telewizora...
Tym razem dane mi było przebywać w krainie polskich seriali! „Barwy Szczęścia”, „M jak Miłość”, „Pierwsza Miłość”. Tyle tych miłości, że w późnych godzinach nocnych miałam koszmary. Przeżywałam, że Jerzy sfałszował wyniki badań na ojcostwo. Ania okłamała rodziców, że złamała rękę, ponieważ kocha Adama, a Hania ma kompleksy i chce zniknąć. Jeny! Dotychczas myślałam, że tylko w tureckich sitcomach są prawdziwe dramaty i historie. Jakże się myliłam! Nasze rodzime podwórko oferuje o wiele bardziej skomplikowane sytuacje życiowe, takie prawdziwe i realne. Znowu doceniam znajomość z krabem, bo dzięki niemu (i TVP 1/2), co trzy tygodnie mam styczność z rzeczywistym światem rodzinnych tragedii, brutalnie odartym z marzeń.
W jednym z postów wspominałam, że warto znać środki lecznicze, które nam aplikują. Niestety znowu poległam… Odkąd rak zagościł w mej piersi, mam problem z przyswajaniem wiedzy. Tak się cieszyłam, że już wiem, że zabłysnę przed pielęgniarkami, lekarzami, pacjentami, że w momencie próby zawiodłam… Najpierw wymieniłam lek, którego w ogóle nie otrzymuję! Potem padło znamienne: „doce coś tam”… Spektakularna porażka! W ciągu pięciu miesięcy zapamiętałam tylko jeden farmaceutyk: herceptyna. W takim tempie to w marcu 2022 powinnam opanować nazwę drugiego, a w sierpniu 2022 trzeciego… Wspaniała średnia!
Za każdym razem, kiedy inni wymieniają swoje specyfiki na jednym wydechu, ja czuję wstyd. Jestem zażenowana taką fachowością i kompetencjami. Pokusiłam się o wizualizację sierpnia 2022 roku. Widziałam w nim siebie i nikogo, komu mogłabym zaimponować znajomością przyjętych medykamentów. Sfrustrowana i zniechęcona taką wizją postanowiłam rzucić w cholerę wchłanianie wiedzy medycznej (tajemnej) i zająć się czymś na miarę moich możliwości. Tak oto narodził się pomysł celowego nieprzyswajania nazw leków. Stworzyłam kolejną wizualizację, w której to moja niewiedza uszczęśliwia lekarzy. Bezkarnie mogą mnie ciągle poprawiać, na ich twarzach pojawiają się złośliwe uśmieszki świadczące o tym, że mają do czynienia z bardzo „tempawą” pacjentką. Wzdychają głośno i mówią: „Pani Marto, już tyle razy to omawialiśmy!”. Mają mnie za głupią, a wiadomo, głupi jest szczęśliwi, bo myśli, że jest mądry. Czuję się dobrze w tej projekcji. Uświadamiam sobie, że znowu nic nie muszę! Wcale nie muszę znać tych wszystkich haseł, pojęć oraz terminów. W trakcie tego widzenia dociera do mnie, że przecież ja to wszystko mam zapisane w szpitalnych wypisach!!
Marta już Ci to mówiłam kilka razy ale powiem jeszcze raz jesteś super dzielna i oby tak dalej kibicuję Tobie
OdpowiedzUsuń