Zestaw stwierdzeń, pytań, luźnych uwag, słów rzucanych mimochodem, których nie należy używać w obecności osoby ze skorupiakiem.


I „Nie wyglądasz na chorą”…


Moja perełka, moja płachta na byka.

Od razu mam wyrzuty sumienia, że „nie wyglądam tak, jak tego oczekują”. Już sama znajomość z krabem jest dosyć niezręczna, to jakby tego było mało, nie spełniam wymogów zdrowych.

W takich sytuacjach czuję się zobowiązana do stworzenia kanonu „chorego na raka”. Wypadałoby, żeby moja cera była blado – szara, koniecznie muszę powłóczyć nogami, eksponować worki pod oczami, wymiotować w publicznych miejscach, a jucha z nosa powinna buchać na lewo i prawo. Oprócz tego, w dobrym tonie byłoby, wrzucać do rozmowy głodne kawałki w stylu:

1. „O matko! Jak ja kiepsko wyglądam!”.

2. „Kuźwa, jestem łysa!”.

3. „Mam już tego dosyć! Kiedy to się skończy?”.

4. „Dlaczego ja?!”.

5. „Wiesz, nie chce mi się żyć!”.

6. „Kurczę, jak ja Ci zazdroszczę, że w znajomych nie masz skorupiaka!”.


Pakiet przykładowych odpowiedzi:

Ad 1. „Marta, świetnie wyglądasz!” - nawet wtedy, kiedy wyglądam jak wypluwka sowy. Uwierzcie, mam świadomość swojego wyglądu, ale taki komplemencik podaje w wątpliwość moje dotychczasowe postrzeganie siebie. Taki tekścik zawsze pozostawia pozytywny ślad.

Ad 2. „Choinka, świetnie Ci w tych króciutkich włosach! Jak Ci odrosną, to zetnij znowu, bo prezentujesz się w nich doskonale, niczym Demi Moore!”. Z tak życzliwą uwagą nie sposób się nie zgodzić! Przecież, gdyby nie rak, to w życiu bym nie ogoliła głowy! Lęk przed oceną, ukradkowymi spojrzeniami, komentarzami osób, które mnie mijają lub spotykają w sklepie, skutecznie odwodził mnie od tego pomysłu; a tu, bach! Poznałam kraba i od razu nabrałam odwagi!

Ad 3. „Masz 18 chemii? To znaczy, że przez najbliższy rok nie musisz pracować” – od razu dostrzegam korzyści z takiego stanu rzeczy!

Ad 4. „A dlaczego nie?! Chciałaś być taka wyjątkowa i nie posiadać najbardziej powszechnego nowotworu na świecie? Proszę Cię! Co Ty, arystokratka?!” - w mig się zawstydzę i skarcę w duchu za moją arogancję!

Ad 5. „Nie chce Ci się żyć? - teraz to dopiero Ci się zachce! Śmiało możesz prowadzić egzystencję egoisty. Poza tym, dzięki co trzytygodniowym pobytom w szpitalu (na koszt NFZ!) poznasz nowych ludzi, których znajomość na pewno zaprocentuje w przyszłości. Dodatkowo poszerzysz słownik o skomplikowane nazwy leków molekularnych”.

Ad 6. „Powinnaś mnie żałować! Dzięki takiemu znajomemu mogłabym poszerzyć grono przyjaciół o światowego celebrytę” – w mgnieniu oka czuję przynależność do wyższych sfer!


II „Masz raka?? O Boże, ale jak to się stało?!”

Natychmiast chcę zanucić klasyka muzyki rozrywkowej: „jak do tego doszło, nie wiem…”.

Momentalnie czuję się winna takiego stanu rzeczy. Mam wrażenie, że oskarża się mnie o świadome działanie na niekorzyść ciała i ducha. Mniemam, że przez moją niefrasobliwość popełniłam szereg zaniedbań w sferze prawidłowego odżywiania się oraz dostarczeniu ciału odpowiedniej porcji aktywności fizycznych. Z pewnością wystawiałam mój układ nerwowy na niepotrzebny stres, do tego przebywałam w pomieszczeniach z palącymi i pijącymi. Ponadto kładłam się spać o nieprzyzwoitych porach i wstawałam bezwstydnie późno. Na pewno za głośno słuchałam muzyki i karmiłam się negatywnymi wiadomościami. Snuję domysły, że moje pozytywne usposobienie nie pomogło mi w zachowaniu odporności, ponieważ naiwnie wierzyłam, że nie potrzeba mi żadnych witamin. Destruktywny wpływ na mój stan zdrowia mogło mieć też to, że nigdy nie krzyczę i nie podnoszę głosu. W dodatku najgorszą wiadomość, przykre zdarzenie obracam w żart, posiłkując się sarkazmem, tudzież ironią. Czyżbym zmarnowała najlepsze lata życia na śmiech i głupoty w gronie przyjaciół?


Pytanie: „jak to się stało?”, zawiera już w sobie oskarżenie! Jest jak piętno, jak dowód winy, jak zarzut, że z pewnością prowadziłam niszczący tryb życia!

Celem usprawiedliwienia siebie, muszę wskazać winnego! Postawienie zarzutów komuś innemu zawsze pomaga uspokoić sumienie. W takim razie obwiniam tych, którzy odżywiali się zdrowo, unikali używek, przesypiali zalecane 8 godzin, słuchali muzyki klasycznej, nigdy nie poddawali się stresowi, karmili się tylko pozytywnymi informacjami, biegali, pływali, jeździli na rowerze, korzystali z dobrodziejstw suplementów, nie mieli optymistycznego nastawienia do życia, a winą za wszelkie niepowodzenia obarczali innych.


III „Masz raka. To, co teraz?”

Od razu ciśnie mi się na usta wulgarne słowo „gówno”… Wiem, brzmi grubiańsko, ale jest to jedna z bardziej uniwersalnych odpowiedzi. Takie słowo ucinające wszelkie spekulacje i niepotrzebny wysyp pytań.

Naturalnie mogę użyć bardziej kulturalnego wyrazu „nic”. Jednak po „nic” zawsze następuje „coś”. „Coś” jest kluczem do głębszego omówienia tematu, do obszerniejszych wyjaśnień.

Co w takim razie robić? Jak zareagować na tak postawione pytanie? Odpowiadam fachowo i rzeczowo, konkretnie. Nie daję rozmówcy miejsca i czasu na dalsze wałkowanie tematu. Wygląda to mniej więcej tak:

„Teraz chemia, potem operacja, potem radioterapia, potem chemia”.

Koniec. Proszę mi wierzyć, że pytający będzie zadowolony. Przecież na jednym tchu usłyszał skomplikowany, roczny plan leczenia!


Każdy z nas ma taki pakiet pytań i stwierdzeń, które działają jak sól na ślimaki. Słucham, jakie są Wasze?

Komentarze

  1. Marta super jesteś pełna optymizmu chwała Ci za to oby tak dalej podziwiam i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga