Zaczynam być sfrustrowana faktem uczestnictwa w terapii przeciwnowotworowej. Zauważam tutaj silną korelację pomiędzy liczbą dni „na zjeździe” a liczbą przyjętych wlewów. Z każdą kolejną chemią potrzebuję więcej czasu na powrót do „funkcjonalności”. Po pierwszej i drugiej wystarczyły zaledwie 3 dni. Przy kolejnej 5 dni. Obecnie „wyrabiam” się w 7 dni.

Wychodzi z tego całkiem ciekawe zadanie tekstowe z matematyki: „Marta po dwóch chemiach wracała do normalności w 3 dni. Po dwóch kolejnych 5 dni. Ile czasu potrzebuje Marta po 6 chemii?”.

Co ciekawe moment zniechęcenia nastąpił po ostatnim cyklu chemioterapii, który (notabene) zakończył pierwszy etap leczenia. Czyli co? Zmęczenie materiałem…


Skutki uboczne w trakcie/po pięciomiesięcznej terapii:

1. Problemy z pamięcią.

Co prawda pojawiały się jeszcze przed podawaniem cytostatyków, jednak z każdym kolejnym cyklem zaczęły się pogłębiać. Brakuje mi słów, zaczynam coś mówić lub robić i nagle w głowie powstaje pytanie: „Co to ja chciałam?”. Kiedy po nieodebranych połączeniach mówię do siebie: „Kurczę! Nie zdążyłam odebrać! Zaraz oddzwonię, tylko…”, to znaczy, że czas oczekiwania na rozmowę ze mną wynosi od 2 do 5 dni. Potrafię umówić się z kilkoma osobami w tym samym terminie, a później zapominam, że w ogóle byłam z kimkolwiek umówiona.

2. Bóle głowy.

Do tej pory głowa bolała mnie tak rzadko, że kiedy znajomi narzekali na „ćmienie”, migrenę lub pulsowanie, ja szukałam ich znaczenia w słowniku pojęć. Dzięki chemioterapii nic nieznaczące definicje stały się dla mnie życiowym doświadczeniem.

3. Niezdarność.

Tradycyjne „wszystko leci mi z rąk” stało się moją codziennością. Na szczęście ta przypadłość działa jakoś wybiórczo, ponieważ nic jeszcze nie zbiłam i nie rozwaliłam. To, co mi spada, jest lekkie, ma zwartą konsystencję i zazwyczaj nadaje się do ponownego użytku.

4. Wyostrzony smak i węch.

Zastanawiam się nad aplikowaniem na stanowisko szkoleniowca oddziałów antynarkotykowych. Mogę również zostać przełożonym psów pracujących na lotniskach lub przejściach granicznych. Jeżeli moja kandydatura zostanie odrzucona, to zatrudnię się do straży pożarnej jako „węszący”. Dzięki mojemu wspaniałemu zmysłowi powonienia wóz strażacki wyjedzie szybciej na miejsce zdarzenia, zanim ktokolwiek wykręci nr 112 (Jaki archaizm! Teraz numery się wybiera!).

5. Bóle kości i mięśni.

Po powrocie ze szpitala przez 2, 3 dni „łupie mnie w kościach i mięśniach”. Czuję się wtedy, jak pseudokibic, który uczestniczył w ustawce. W związku, z czym nie narzekam na obrażenia, ponieważ dobrowolnie wzięłam udział w bójce.

6. Senność.

Zanim poznałam skorupiaka, bywałam senna tylko w dwóch przypadkach. Pierwszy: zawalałam nockę i w dzień dopadała mnie śpiączka. Drugi: byłam chora. Teraz, w trakcie leczenia, okazuje się, że sen potrafi zmorzyć mnie znienacka, bez żadnych sygnałów ostrzegawczych, o nieprzyzwoitych porach (np. po 11), lub o stałej godzinie (np. przez kilka dni tuż po 21).

7. Bezsenność.

Taka nietypowa. Nie mam problemu z udaniem się na nocny spoczynek. Mam problem z ponownym zaśnięciem nad ranem. Otóż mój organizm wypracował sobie pewien schemat. Przez kilka dni z rzędu budzi się w zakresie godzinowym 3.42 – 3.48. Po czym nie może ponownie pogrążyć się w błogim śnie.

Od razu wyjaśnię, że nie ma to związku z punktem nr 6, ponieważ w te bezsenne dni funkcjonuję normalnie aż do późnego wieczora.

8. Słaba kondycja i spadek energii.

Już na pierwszej, „przedchemicznej” wizycie lekarz uprzedzał mnie, że będę słaba jak polska waluta. Mówił o braku energii. Przestrzegał przed spadkami kondycji i sił witalnych. Pomimo to byłam przekonana, że to będzie tymczasowe. Taka chwilowa niedyspozycja, którą pokonam w ekspresowym tempie niczym Usain Bolt dystans 100 m. Jakże się myliłam! Zamiast być sprinterem zostałam chodziarzem.

9. Ból uda.

Jedna z najbardziej uciążliwych dolegliwości.

Parę razy wspominałam o herceptynie w kontekście jedynego leku, którego nazwę zapamiętałam. Zatem otrzymuję go w formie podskórnego zastrzyku. Miejscem wkłucia jest udo. Ten farmaceutyk ma to do siebie, że trzeba go podawać przez kilka minut, czemu towarzyszy szczypanie oraz ból podobny do tego, kiedy człowiek uderzy się w siniaka. Jednak ten chwilowy dyskomfort jest do wytrzymania. Prawdziwe efekty pojawiają się na następny dzień i utrzymują przez 2 – 3 tygodnie, w których trakcie mam problemy z siedzeniem, leżeniem, staniem i chodzeniem po schodach. Skutkuje to okresowym kuśtykaniem, ograniczeniem ruchomości, wierceniem się (w celu znalezienia wygodnej, siedzącej pozycji), przewracaniem się z boku na bok, wzdychaniem, kwękaniem oraz stawianiem pytania: „Na cholerę komu schody?! Ja pieprzę! Jakby nie można wszędzie zamontować jakichś pochylni!!”.


Zakończenie


Za kilkanaście dni rozpocznie się drugi etap leczenia – operacja.

Mój skorupiak to taki romantyk - lubi posiedzieć z przyjaciółmi przy ognisku, a najlepiej przy kilku! Stąd przydomek „wieloogniskowy”. Koledzy z akwenu używają pseudonimu „rozsiany”. Takie ksywki zobowiązują i sugerują, że tego gościa należy traktować poważnie! To nie pierwszy lepszy krab z akwarium w Haus Des Meeres! To facet, który na swój autorytet zapracował ciężką, żmudną pracą. Jest uzdolnionym artystą. Kogoś takiego, rozwijającego ciągle swój geniusz, nie można lekceważyć! Dlatego zdecydowaliśmy z moim doktorem, że potraktujemy go z szacunkiem i zadamy mu honorową śmierć.

Skorupiak może mieć następców, którzy dzięki pozostawionej infrastrukturze staną się jego doskonałymi naśladowcami. W takim razie trzeba ich pozbawić dostępu do niej. Jak? Poprzez ciachnięcie cycka i wycięcie węzłów chłonnych.


Co czuję przed amputacją? Podekscytowanie, stres, rozczarowanie.

Podekscytowanie dlatego, że jestem na półmetku.

Stres dlatego, że znowu czeka mnie podawanie sobie zastrzyków w brzuch (tym razem przeciwzakrzepowych). Chociaż iniekcje opanowałam na poziomie 1 klasy liceum, to towarzyszące temu emocje są mocno poniżej przeciętnej. Określiłabym je mianem „niedojrzałych”.

Rozczarowanie dlatego, że nie będę już mogła spać na brzuchu! Dla mnie to najgorsze z powikłań!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga