Dzień piąty, wieczór — czas na zastrzyk...

To czas drżenia rąk, to czas uderzenia ciepła i zimnego potu zraszającego czoło... Zastanawiam się, czy to już tak zawsze będzie? Taki algorytm? Nigdy nie lubiłam matmy, więc może stąd moja niechęć do iniekcji?
Uświadomiwszy sobie powyższe, stwierdzam, że nie ma co odwlekać, trzeba znowu stanąć w szranki w kolejnej, olimpijskiej dyscyplinie. Mogę być pierwszym Polakiem, który dwa dni z rzędu zdobył złoto! Z tym optymistycznym nastawieniem przystępuję do wykonania zastrzyku.
Jest poprawa! Nagle ręce przestają drżeć, myśli stają się jasne, życie nie przelatuje przed oczami. Życie jest tu i teraz! Teraz jest mój czas! Już! „Just like that?!”.
Dociera do mnie podniosłość tej chwili! Dociera do mnie, że znowu wlazłam na podium i nie spadłam! Mówię na głos: „dziewczyno, ty teraz możesz wszystko! Nic cię nie ogranicza, nawet czas”. Skoro czas mnie nie ogranicza, to kontynuowałam czytanie do 23!
Dzień szósty.
Która godzina? Przed 9?! Jak to?! Miała być 7! Coś się złego ze mną dzieje, coś jest mocno nie tak. W panice chwytam za pilota, podejrzewam najgorsze... Skończyła się już olimpiada!
Kamień z serca jest transmisja na żywo prosto z tokijskiego basenu olimpijskiego! Znowu zatracam się w świecie sportu i H2O. W przerwie między kolejnymi występami dociera do mnie, że czuję się rewelacyjnie, że nie tylko góry mogę przenosić, ale również gigantyczne konstrukcje stalowe, a nawet kruszec ze strzegomskiego kamieniołomu.
Zmotywowana do dalszego działania angażuję się mocno w przygotowanie bogatobiałkowego śniadania. Po skonsumowaniu podejmuję nie lada wyzwanie: zostanę egoistką (wg zaleceń lekarza)! Pozwalam naczyniom żyć w symbiozie z resztkami jedzenia, nie przeszkadzam kubłowi na pranie zapełniać się utytłanymi ubraniami, a meblom kibicuję w uzbieraniu jak największej liczby kurzu! Jednak nie potrafię tak na 100% umiłować samej siebie i resztę czasu poświęcam dobrej lekturze. Razem z książką bytujemy do godziny 20.
Godzina 20...
Godzina zero...
To godzina, w której dzieją się wielkie rzeczy! To godzina, w której staję się olimpijczykiem, złotym medalistą. Rozmyślając nad moją sportową, międzynarodową karierą, nie zauważam, kiedy wykonałam zastrzyk! Ja pierdziu! Jestem coraz szybsza, coraz pewniejsza! Jednak warto codziennie uczestniczyć w igrzyskach. Dzięki tokijskim zmaganiom jestem w życiowej formie!
Dzień siódmy.
Po tygodniu formułuję pierwsze wnioski:
1. Mogę spać w ciągu dnia.
2. Nie podoba mi się chemiczny zapach mojego moczu.
3. Nie używając Domestosu, moje dłonie i tak nim śmierdzą.
4. Mogę częściej jeść (niekoniecznie więcej).
5. Krwotoki z nosa tamuję szybciej niż Dr Queen.
6. Nie mogę pogodzić się z większą potliwością ciała.
7. Brutalnie dopada mnie spadek kondycji.
8. Można czerpać satysfakcję z picia wody.
9. Rada doktora: „kiedy chcesz, to się kładziesz” jest nieoceniona!
10. Mogę mieć wyrąbane na wszystko.
11. Zmiana nazewnictwa zagłusza wyrzuty sumienia (zakupy — sprawunki).
12. Twierdzenie, że bez kawy nie mogę żyć, nie znajduje odzwierciedlenia w rzeczywistości.
13. Sport motywuje do zmiany kwalifikacji zawodowych (pedagog/pielęgniarka).
14. „Nie, nie dam rady!” stało się banałem.
15. Syfy, pryszcze, wągry i kaszaki nie pojawiają się przed miesiączką i nie znikają tuż po.
16. To, bez czego nie mogłam się obyć, nie jest tym, bez czego nie mogę się obyć.
17. Użytkowanie depilatora spadło o 50%.
18. Systematyczność w braniu leków wpiszę w CV w rubryce: szczególne osiągnięcia.
19. Bronisław nie jest już moim dobrym kolegą.
0
Liczba odbiorców
0
Aktywność
wynik dystrybucji
Lubię to!
Komentarz
Udostępnij

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga