Lipiec
Konsultacja z lekarzem.
Rozmowa przebiegła czysto technicznie i profesjonalnie. Żadnego szczebiotania, śmiechów, chichów.
Okazuje się, że mam "paskudny" nowotwór - Her2 dodatni, co oznacza, że jest jednym z najbardziej agresywnych, ale zarazem najlepiej podatnym na leczenie. Dzięki temu, po wielu latach, dotarł do mnie sens dwóch powiedzeń: "szczęście w nieszczęściu" i "głupi to ma szczęście".
Z powodu niebanalnego podtypu stałam się onkoVIPEM i mam najdroższe leczenie. Jeden cykl takiej chemii waha się między 40 - 50 tys. Ja zaszalałam i skorzystam z tej oferty aż sześć razy! Na szczęście NFZ jest tak miłą instytucją, że refunduje całość. W sumie łaski nie robi, bo przecież kwota moich dotychczasowych składek jest na pewno wyższa
.

Za każdym razem będę zakwaterowana w szpitalu na dwa dni, co mnie bardzo cieszy, bo będę do przodu z rachunkami za prąd i wodę! Podładuję wszystkie sprzęty, wezmę prysznic. Zaoszczędzę też na zakupach oraz amortyzacji zmywarki, ponieważ na miejscu zjem pyszny obiad z mortadelą i pomidorem w roli głównej. Na kolację posilę się dwoma kromkami pieczywa z pastą w stylu "resztki z obiadu", a w dniu wyjścia nie omieszkam skonsumować śniadania w postaci pajdy chleba z dżemem i sałatą.
Doktor był na tyle uprzejmy, że uprzedził mnie o dwóch, poważnych, skutkach ubocznych chemii. Pierwszy jest taki, że bardzo, bardzo spadnie mi odporność i pozwólcie, że zacytuję: "i o tę odporność będziemy bardzo walczyć!".
Drugi skutek uboczny to taki, że "może pani dobrze wyglądać na buźce, może nawet włosy pani nie wypadną, ale będzie się pani czuła tak, jakby coś wyssało z pani życie". Pytam: "czyli tak depresyjnie?"
"Nie! Bez siły, bez mocy, duże zmęczenie! A widzę, że pani ma ADHD tak, jak ja, więc może być pani ciężko..." Kuźwa, za ten tekst o ADHD, miałam już rzucić cyckiem na stół, podrzeć dokumentację medyczną i powiedzieć: "jak śmiesz!"
Jednak myślę sobie: "Marta! Wznieś się ponad to, przecież człowiek, właśnie przed chwilą, przyznał, że ma ADHD!" Tu nie chodziło o mnie, po prostu czuł, że ma we mnie przyjaciela, druha, któremu można wyjawić wstydliwe aspekty swojej osobowości. Tak naprawdę wie, że ja nie mam ADHD, ale nie potrafił tak sam, tak od siebie powiedzieć: "pani Marto, mam ADHD..." Dzięki temu mógł pociągnąć temat i nawiązać do swojego wnętrza, do swej ułomności. Dlatego wybaczyłam mu tę chwilę słabości. Pomyślałam "koleś, ty to masz przesrane w życiu! Kurczę, co tam raki, covidy, Ty masz ADHD!!!"
Jak to wszystko do mnie dotarło, to zrozumiałam sens jego słów, chłop nie chciał po prostu rzucić mi w twarz, że będę wyprutą z energii szmaciurą, odartą z siły i mocy raszplą.
Ponieważ zaakceptowałam to, co mówił o sobie i o mnie, mogliśmy pójść w naszej rozmowie dalej i głębiej...
to be continued...
Komentarze
Prześlij komentarz